Dzisiaj obejrzalem odcinek programu motoryzacyjnego w polskiej telewizji motoryzacyjnej. Trzej prowadzący testowali 6 samochodow w najmocniejszych wersjach silnikowych. Pierwsze trzy były suvy, które nazywane są sportowymi. Auta, ktòre są jak szwajcarskie scyzoryki pewnego gościa z serialu z lat 80tych. Amerykański Jeep ordynarny jak młotek, ale w pozytywnym znaczeniu. Jest jak spodnie z nogawkami bez gumek. I nazwa... SRT. Pasuje mi. Drugie auto to Gorsche. Czyli napompowane Porsche. Szczerze? Opròcz tylnych lamp wąskich jak modelki w talii, nic ladnego w tym nie widze... Trzecie Maserati. Włoskie... jak to często bywa eleganckie. Przeciwieństwo "dżipa", ktòre też mi się podoba. Pierwsza konkurencja: ruszanie pod gòrę, po czyimś trawniku. Druga konkurencja: mierzenie przeciążenia. Bardzo przydatne. I trzecia: wyścig po torze. To wszystko było mniej nudne niż słuchanie ile wejdzie litròw do bagażnika. Kto wlewa setki litròw do kufra? Posiadanie takich aut w polskich realiach, w tych wersjach ma tylko jedną zaletę... Dźwięk silnika. Można szybko jechac nimi po autostradach? Klekotami też można, i do tego spalą mniej paliwa. W mieście mocy nie wykorzystacie... Ale nie wszystko musi mieć sens... Gdybym kiedyś się przewrócił, uderzył w głowę i chciał sobie kupić suva to chciałbym benzynowego potwora... Tylko nie to Porsche...
Komentarze
Prześlij komentarz